Szept z Góry Strachu

W powietrzu unosi się zapach siarki i kadzideł. Na górze Osore spotykają się żywi i umarli. To tu, ustami niewidomych wróżek itako, ci, którzy odeszli, przekazują najbliższym ostatnią wiadomość.

Szept z Góry StrachuOsorezan, czyli Góra Strachu znajduje się na półwyspie Simokita na północnym krańcu wyspy Honsiu. To okolice bezludne i dzikie, porośnięte gęstymi lasami, sponad których wystaje łysy czubek góry. W dniach 20-24 lipca odbywa się tam wyjątkowy festiwal zmarłych, Osorezan Taisai, czyli Wielki Festiwal Góry Strachu.

Wówczas u bram świątyni Bodaiji rozkładają swe stoiska itako, niewidome wróżbitki. Pielgrzymi przybywają tu z naj- dalszych krańców Japonii, by poprosić je o szczególną przysługę. Na ich życzenie itako kontaktują się ze zmarłymi. Są posłankami przenoszącymi wieści przez granicę między życiem i śmiercią. Słychać monotonnie recyto-wane przez itako buddyjskie sutry. Nad głowami unosi się dym.

Bramy tajemnicy

Góra Strachu, jedno z najświętszych miejsc Japonii, to pachnące siarką przedproże piekła, gdzie niespokojne dusze budują piramidki z kamieni, a kruki kraczą złowieszczo na kikutach drzew. W japońskiej kulturze góry to tradycyjne miejsce pochówku i jednocześnie tajemniczy świat, gdzie żyją złe i dobre duchy. Według wierzeń buddyjskich w górach znajduje się zarówno nieczyste piekło (jigoku), jak i kraina czystości i piękna (jodo). Piekło na Górze Strachu reprezentują wulkaniczne kratery z gotującą się wodą, niebem jest jezioro Usoriyama, które rozpościera się po drugiej stronie świątyni. W słoneczny dzień jego wody przybierają przepiękny szmaragdowy kolor, a piasek na brzegu lśni zwodniczo.

To rajskie wybrzeże, gokuraku no hama, nie nadaje się jednak do plażowania i kąpieli. Wody jeziora są martwe, mają takie stężenie związków chemicznych, że żyje w nich ponoć tylko jeden gatunek jakichś wyjątkowo wytrzymałych stworzeń. Góra Osore to dla Japończyków miejsce, gdzie przekroczone zostaje największe tabu – tu spotykają się żywi i umarli.

Kiedy dotarłam tu z Tokio w parny lipcowy dzień, miałam wrażenie, że przeniosłam się setki lat w czasie. Po sześciu godzinach drogi od hipernowoczesnego miasta, jakim jest stolica Japonii, znalazłam się w miejscu, gdzie wciąż żywa jest tradycja szamanizmu, a kontakt z duchami zmarłych wydaje się czymś oczywistym.

reklama

Tak jakby kończył się znany świat i otwierały bramy tajemnicy, którą ludzie zawsze chcieli zgłębić. Zapach siarki czuje się już po przyjeździe do Mutsu, małego sennego miasteczka u stóp Góry Strachu. Stamtąd postanawiam dostać się na szczyt pieszo. Właściciel małego baru, w którym jem na lunch udon, gruby biały makaron w rosole, pokazuje mi drogę. Łatwo trafić, bo oprócz mnie wielu innych postanowiło w ten sposób dostać się na festiwal.

Większość pielgrzymów to starsi ludzie, ale nie tylko. Mija mnie para dwudziestokilkulatków z plecakami, widzę trzy samotne kobiety, które idą w milczeniu jedna za drugą. W miarę jak zbliżamy się do celu, coraz silniej czuję woń kadzideł. Osorezan to drzemiący wulkan, pod naszymi stopami, pod szarą jak popiół ziemią cicho mruczą jego gotujące się trzewia. Poszarpane kawałki wulkanicznej skały, kratery, w których bulgocze szara, jaskrawożółta lub czerwona jak krew woda, pękające nagle bąble groźnie wyglądającej substancji... Mam wrażenie, że góra miałaby ochotę strząsnąć nas ze swojego grzbietu i zaryczeć.

Nie sposób pozbyć się uczucia, że jest się o krok od tego, co na co dzień pozostaje głęboko pogrzebane i niewidoczne.

Jak wszędzie w Japonii, trasa jest oznakowana, niebezpieczne miejsca zagrodzone, a jednak nie sposób pozbyć się uczucia, że coś tu jest nie tak, że jestem od włos od czegoś, co na co dzień pozostaje głęboko pogrzebane i niewidoczne. Zbliżam się do buddyjskiej świątyni Bodaiji. Ta skromna budowla jest bramą do innego świata i nie odwraca uwagi od grozy krajobrazu. Czuć obecność dusz zmarłych, jakby przybyły tu specjalnie po to, by żywi mogli zadać im niezadane za życia pytania. Przechodzę przez czerwony most nad wyschniętą rzeczką Sanzu, to japoński odpowiednik Styksu. Jestem w krainie umarłych.

Itako

Podczas festiwalu pielgrzymi ustawiają się w kolejce do wybranego namiotu. W każdym siedzi itako i za opłatą kontaktuje się ze zmarłymi. Itako to niewidome kobiety, które kontynuują tradycję japońskich szamanek. Pierwsze przekazy o japońskich szamankach pochodzą z chińskich dokumentów z III wieku. Podróżnicy i kupcy przekazali wieści o potężnej władczyni, szamance Himiko, która potrafiła nawiązywać kontakt z siłami nadprzyrodzonymi. Japończycy wierzą, że bogowie, a zwłaszcza buddyjska bogini miłosierdzia, Kannon, ofiarują swoje łaski w pierwszej kolejności tym, którzy są słabi i upośledzeni. Stąd itako zostawały tradycyjnie niewidome dziewczynki. Był to dla nich często jedyny sposób na znalezienie swojego miejsca w społeczeństwie i zarobienie na życie.

Przygotowanie do zawodu itako zaczynało się w wieku 12 lat. Dziewczynka spędzała dni na ćwiczeniach charakteru i pamięci: musiała polewać się lodowatą wodą w codziennych rytuałach oczyszczania i od rana do zmierzchu uczyć się na pamięć buddyjskich sutr.

Aby zacząć pracować jako itako, kandydatka musi przejść przez rytuał inicjacji. Na 100 dni przed właściwą uroczystością, zimą, ubiera się w białe kimono. Biel oznacza czystość, ale w tradycji buddyjskiej to również kolor śmierci. Od świtu dziewczyna recytuje sutry i polewa się lodowatą wodą ze studni lub rzeki; już nie tylko rano i wieczorem, ale przez cały dzień. Tysiąc wiader wylanych na głowę wywołuje taki ból mięśni, że nie można podnieść ręki.
Trzy tygodnie przed uroczystością kandydatka na itako przestaje jeść ziarna zbóż, sól i gotowane pożywienie, unika też ciepła. Wszystko po to, aby wprowadzić umysł w stan, w którym łatwo będzie wywołać trans. Stare itako pamiętają, że przychodzi moment, gdy wyczerpane ciało przestaje sprawiać ból, staje się dziwnie lekkie, a w duszy pojawia się jasność. Oznacza to, że dziewczyna jest gotowa do rytuału przejścia.

Podczas ceremonii przyszła itako ubrana jest w ślubny strój, mieniące się blaskiem kolorowe kimono, który symbolizuje jej zaślubiny z bogiem. Uroczystość odbędzie się w towarzystwie starszych itako, nauczycielek i rodziny kandydatki. Podczas rytualnego transu dziewczyna wejdzie w kontakt z bóstwem. Ono nią zawładnie i przez nią będzie przemawiać. Słychać ekstatyczny rytm bębnów, dzwonią dzwony, wokół dziewczyny starsze itako tworzą krąg i recytują sutry.

Wszystko może trwać nawet kilka dni, dopóki dziewczyna nie wpadnie w trans. Wtedy starsza i doświadczona itako określi, jaki bóg wstąpił w kandydatkę na szamankę. Przez czas trwania rytuału dziewczyna nie śpi i niemal nie je, ale czeka ją nagroda. Dzięki bóstwu, z którym nawiązała kontakt, będzie odtąd miała dostęp do świata zmarłych niedany zwykłym ludziom. Wyruszy w drogę, by przy buddyjskich świątyniach oferować wiernym swoje usługi za niewielką opłatą. W lipcu tego roku, jak od wieków, ostatnie itako wybiorą się na Osore. Będą przynosić ukojenie tym, którzy stracili ukochaną osobę.

Itako podczas rytuału przywoływania dusz zmarłych.Spokojni i niespokojni

Przywoływanie ducha zmarłego to po japońsku kuchiyose. Na początek itako pyta o datę urodzin i śmierci tego, kogo ma wywołać spośród zmarłych. Musi też znać płeć, przyczynę śmierci i pokrewieństwo. Potem zaczyna śpiewać, recytować i czeka, aż przemówi przez nią zmarły. Jak jest tam, z drugiej strony? Czy dobrze wspomina swoje życie?

Tego wszystkiego można się dowiedzieć od zmarłego mówiącego ustami niewidomej itako. Ponadto zmarli posiadają wiedzę na temat przyszłości i nieraz ostrzegają swoich żyjących krewnych: „Uważaj na ogień 16 listopada” albo „Strzeż się wody 2 kwietnia”. Stary Japończyk z Yokohamy, który niedawno stracił żonę, dowiaduje się, że niepotrzebnie się martwił, bo jej dusza jest już spokojna. Małżeństwo z Osaki ma szansę udzielić wybaczenia synowi, który pijany zginął w wypadku samochodowym.

Na koniec itako wzywa ducha, by powrócił tam, gdzie jego miejsce. Dzięki temu obyczajowi żywi mogą na moment odzyskać zmarłego. Powiedzieć za pośrednictwem itako to, czego powiedzieć nie zdążyli. Zapytać osobę, która odeszła, czy nie ma żalu, być może przeprosić. Nie ma znaczenia, że podejrzanie podobne wydaje się to, co przez usta itako mówią wszyscy zmarli dziadkowie, matki, synowie i ciocie.

W buddyjskiej tradycji zmarłych dzieli się na tych, którzy już uzyskali spokój i osiedli w zaświatach, i na tych, którzy jeszcze takiego spokoju nie uzyskali i błąkają się w otchłani.

Źródło: Wróżka nr 11/2009
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl