Trucizna w powietrzu

Czy wiesz, że możesz być królikiem doświadczalnym? Już w XX wieku demokratyczne rządy prowadziły eksperymenty z bronią biologiczną i chemiczną na niczego nieświadomych obywatelach swoich krajów...

Profesor Ulf Schmidt z uniwersytetu w Kent przez dziesięć lat przenikał najbardziej kompromitujące sekrety demokratycznych rządów i armii. Wyniki śledztwa opublikował w szokującej książce „Sekretna nauka. Stulecie wojen na trucizny i eksperymentów na ludziach". Choć trudno w to uwierzyć, w dwudziestym wieku nowe rodzaje broni wypróbowywano najpierw na obywatelach własnych krajów. Ze śledztwa Schmidta wynika, że na niczego nieświadomych ludziach testowano, wbrew międzynarodowym konwencjom, broń bakteriologiczną i chemiczną. I to tę najgroźniejszą.

Bezprawnie? to utajnimy! 

Eksperymenty z trującymi gazami wyglądały podobnie jak z bakteriami. Także używano substancji uważanych za nieszkodliwe i sprawdzano, jak będą się przemieszczały w powietrzu. Nad co najmniej trzema miejscowościami (Salisbury, Cardington, Norwich) oraz nad kanałem la Manche rozpylono z samolotów siarczki kadmu i cynku. Testów nie poprzedzono szczegółowymi badaniami. Dopiero po kilku latach stwierdzono, że oba związki chemiczne są... rakotwórcze. 

Ale i wtedy nie zaniechano dalszych eksperymentów. Przeniesiono je tylko z Wielkiej Brytanii do jej kolonii. Oczywiście w największej tajemnicy. Prof. Schmidt ustalił, że na Bahamach testowano wirusy zapalenia mózgu, a w Nigerii gazy porażające system nerwowy. Dokumenty z opisem i wynikami tych badań są nadal utajnione lub zostały zniszczone. Bo badania były bezprawne! 

reklama


Ludzie traktowani jak króliki doświadczalne albo w ogóle nie wiedzieli, że są poddawani eksperymentom, albo byli wprowadzani w błąd. To drugie stosowano przede wszystkim wobec żołnierzy. Ich zachęcano do udziału w testach z nowymi rodzajami broni, nie informując, na jakie niebezpieczeństwo się narażają. 

O jego skali może świadczyć dramat 20-letniego szeregowca Ronalda Maddisona, który zgłosił się na ochotnika do udziału w eksperymencie chemików z Porton Down. Skusiła go obietnica... trzech dni urlopu i zarobienia 15 szylingów. Chciał za nie kupić pierścionek zaręczynowy dla swojej dziewczyny. Tyle że nie zdążył go wręczyć. 

Nie otwierajcie tej trumny 

6 maja 1953 r. Maddison wszedł do komory gazowej. Naukowcy wiedzieli, że bardzo toksyczny gaz o nazwie sarin niszczy czerwone ciałka krwi. Chcieli jednak sprawdzić, z jaką mocą je atakuje i jak szybko przenika przez wojskowy mundur. Żołnierz miał na sobie maskę przeciwgazową i odzież ochronną, w której wycięto niewielki otwór na przedramieniu. Tam, między dwie warstwy tkaniny, wprowadzono odrobinę sarinu. Gaz miał zadziałać jedynie w tym miejscu. 

Po 20 minutach szeregowiec zaczął się pocić, zbladł i osunął się na krzesło. Natychmiast wyprowadzono go z komory, na świeże powietrze. Ale nie wracał do siebie, tracił słuch i wzrok, z coraz większym trudem oddychał. Przewieziony do szpitala zmarł po godzinie. 

Nie wiadomo dokładnie, co się stało, gdyż lekarzom zakazano udzielania jakichkolwiek informacji, a całą dokumentację utajniono. Prawdopodobnie po wcześniejszym eksperymencie niestarannie odkażono odzież ochronną i Maddison zamiast minimalnej dostał śmiertelną dawkę sarinu. 

Rodzicom wydano ciało syna w stalowej, zaplombowanej trumnie. Nie pozwolono jej otworzyć, gdyż zmarły stał się cennym materiałem badawczym. Ze zwłok bez wiedzy najbliższych wyjęto mózg, serce, żołądek, płuca; zdarto z nich skórę, wycięto mięśnie. Dopiero 50 lat później adwokatom rodziny udostępniono część dokumentów medycznych i wszczęto śledztwo.

W 2004 roku sąd orzekł, że Ronald Maddison padł ofiarą nielegalnego eksperymentu, ale ministerstwo obrony wniosło apelację. Dwa lata później, nie chcąc dopuścić do ujawniania kolejnych tego typu afer, wyciszyło całą sprawę i zgodziło się na ugodę. Rodzinie szeregowca wypłacono 100 tysięcy funtów odszkodowania. 

Syfilis wstrzykniemy do mózgu, rzeżączkę do oka 

W USA, w tajnych laboratoriach Fortu Detrick w stanie Maryland, zakażano ochotników bakteriami wywołującymi tularemię i gorączkę Q. Teoretycznie są one w pełni uleczalne, ale w razie komplikacji mogą prowadzić do ciężkiego zapalenia płuc i sepsy. W ośrodku badawczym w Edgewood testowano na ochotnikach leki i środki odtruwające. By sprawdzić ich skuteczność, uczestników eksperymentów trzeba było najpierw podtruć. 

18-letni szeregowy Timothy Joseph zgłosił się do nich w 1968 r. przekonany, że spełnia patriotyczny obowiązek, który niczym nie grozi. Nie miał pojęcia, co aplikują mu ludzie w lekarskich kitlach. „Po niektórych pigułkach dostawałem drgawek, po innych z trudem oddychałem. Potem dawano mi jakieś inne środki i znów czułem się dobrze" – opowiadał reporterowi dziennika „Los Angeles Times".

Kilka lat po zakończeniu służby wojskowej Joseph odczuwał tak silne drżenie kończyn, że musiał regularnie przyjmować leki rozluźniające. Przez pewien czas skutkowały, lecz zanim skończył 50 lat, zdiagnozowano u niego chorobę Parkinsona. Przez ośrodek w Edgewood przeszło ponad 7 tys. żołnierzy, u dwustu wystąpiły podobne objawy.

Doktor Lisa Martino-Taylor, która także przeprowadziła śledztwo na temat tajnych eksperymentów, twierdzi, że do siarczków kadmu i cynku rozpylanych nad amerykańskimi miastami dodawano niewielkie ilości substancji radioaktywnych. Robiono to wyłącznie nad dzielnicami zamieszkanymi przez biedotę. Oczywiście wykpiono ją, że rozsiewa plotki.

Ale w 2011 r. prezydent USA Barack Obama przeprosił rząd i obywateli Gwatemali za eksperymenty, w które trudno uwierzyć. Chodziło o skuteczność nowych antybiotyków. Zarazili bakteriami ponad 5 tysięcy ludzi, głównie bezdomnych i chorych psychicznie. Wstrzykiwali do mózgu bakterie syfilisu, do oczu – rzeżączki. Potem aplikowali lekarstwa, ale jak ujawnił Stephen Hauser z komisji powołanej przez prezydenta Obamę, co najmniej 83 osoby zmarły. 

Spróbujmy tego na Niemcu ze Wschodu 

Co mogło łączyć komunistyczny rząd NRD, policję Stasi i zachodnie koncerny farmaceutyczne? Z doniesień tygodnika „Der Spiegel" wynika, że w latach 1961-1989 aż 75 firm z 16 krajów przeprowadziło w NRD blisko 900 testów klinicznych nowych leków. Tam było taniej, nikt nie mógł zadawać pytań i nie musiał wyrażać zgody.

W badaniu prowadzonym przez firmę Hoechst AG w latach 1987 i 1989 pacjenci otrzymywali leki dostępne już na Zachodzie, jednak grupie kontrolnej podano te mniej skuteczne, wycofane z obiegu. Takich badań na Zachodzie przeprowadzać nie wolno. W NRD zaś zgodę wydała Stasi i pobrała pieniądze. 

Kazimierz Pytko
il. Ruth Niedzielska 

fot. shutterstock 

Źródło: Wróżka nr 6/2016
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl